poniedziałek, 21 lipca 2014

Zupa krem z kukurydzy

Ostatnio przekopując foldery ze zdjęciami, natknęłam się na moja "kulinarne podboje", odnalazłam przepisy zapisane podczas gotowania na skrawkach papieru i uznałam, że (póki jeszcze wiem gdzie są) przepisze je do notesu (czasami mam wrażenie, że gdyby ktoś znalazł mój notes "wszystko w jednym miejscu" wiedziałby o mnie więcej niż wielu znajomych - przepisy, książki, cytaty, listy zakupów, miejsc do odwiedzenia, słówka do sprawdzenia..).

Tak więc moją kulinarną zakładkę zacznę od mojego ulubionego kremu - z kukurydzy. Uwielbiam kukurydzę od kiedy miałam 5 lat i zajadałam się nią nad Bałtykiem, ale nigdy nie pomyślałam o zrobieniu z niej zupy, dopóki mój przyjaciel nie zaprosił mnie na meksykański obiad.. Obserwowałam go przy gotowaniu i rejestrowałam każdy dodawany składnik, usiadłam przy stole i z niecierpliwością czekałam na parujący krem, a kiedy spróbowałam... doszłam do wniosku... że to nic nadzwyczajnego.. Ale po powrocie do domu dałam kremowi jeszcze jedną szansę i postanowiłam zmienić trochę przepis ;) Mam nadzieje, że Wam zasmakuje ;)


Porcje: 3

* kukurydza - puszka
* cebula pokrojona w kostkę
* 2 ziemniaki pokrojone w małą kostkę
* kurkuma - łyżeczka
* ziarna kolendry zmiażdżone - pół łyżeczki
* pieprz cayenne - zależy od upodobań - pół łyżeczki
* bulion warzywny
* masło
* sól

Na dużej łyżce masła podsmażamy kukurydzę - ok 5-8 min. Dodajemy ziemniaki i zalewamy bulionem tak by lekko zakrył warzywa. Gdy ziemniaki zmiękną dodajemy kurkumę, kolendrę, pieprz cayenne i sól. Miksujemy na krem.

Ja dodaję łyżeczkę śmietany i posypuję płatkami chili ;)

Uwielbiam ten krem, zrobienie go nie zajmuje więcej niż 25 min, jest sycący i łatwy w wykonaniu - czyli to co student po powrocie z pracy lubi najbardziej ;)

A Wy macie swoje ulubione szybkie danie? Może mnie zainspirujecie ;) 

poniedziałek, 14 lipca 2014

Spełniaj marzenia!

Zapach skoszonej trawy, śpiew ptaków, błękit nieba.. Pogoda za oknem sprawia, że moje serce wyrywa się gdzieś daleko.. każe spełniać marzenia, dążyć do celu i brać z życia wszystko co najlepsze!
Pokasowałam stare posty i tak oto powstał mój mały skrawek sieci ;)

Lato zawsze motywuje mnie do podejmowania życiowych decyzji i dążenia do postawionego sobie celu, ale nigdy nie zapominam o marzeniach. Małe, duże.. jeżeli się chce, można wszystko. Marzenia są jedną z tych rzeczy, na które warto wydać trochę pieniędzy, poświęcić trochę czasu :)

Od dawna masz dość pstrykania zdjęć małą cyfrówką, marzy Ci się nowa lustrzanka ze stabilizacja w korpusie, ale szkoda Ci pieniędzy, bo przecież jest tyle wydatków! Fakt, są rzeczy ważne i ważniejsze, ale czasami warto sprawić sobie prezent ;)

Podróż do wyjątkowego miejsca? no cóż.. tu niestety znów pieniądze są przeszkodą.. ale przecież istnieją linie oferujące tanie latanie, małe hosteliki, w których można się zatrzymać na kilka nocy (jeżeli oczywiście nie zależy nam na luksusach, w końcu i tak cały dzień spędzimy poza pokojem), więc czemu nie?



Zawsze intrygował Cię francuski, ale zawsze uważałeś, że to nie dla Ciebie, mimo, że wzdychasz słysząc ten język? Znajdź dobrą szkołę językową i zapisz się na kurs. A jeżeli masz taką możliwość wyjedź na kurs do Francji!

Kochasz robić zdjęcia, ale nigdy nie miałeś czasu żeby oddać się swojej pasji? To najwyższa pora! Kup książki, złap aparat i ćwicz!


A może jesteś artystą marzącym o napisaniu powieści, książki podróżniczej, kucharskiej, przewodnika? Jeżeli nie spróbujesz, nie masz na co liczyć. Warto czasami uwierzyć w siebie i podjąć wyzwania!


Wiele osób nie potrafi pojąć mojej filozofii, często słyszę, że moje marzenia są śmieszne i bardzo nieżyciowe. Cóż.. marzę o podróżach, o mieszkaniu w Barrio de Satna Cruz, o malej cukierence w Sevilii, napisaniu książki, fotografii kulinarnej.. i dzięki mojej "nieżyciowej" filozofii udało mi się spełnić wiele marzeń. Aktualnie pakuję walizkę, by za dwa tygodnie wyruszyć do Belgii, następnie przekroczyć belgijsko-francuską granicę i kolejny raz odetchnąć francuskim powietrzem, by po powrocie ruszyć w stronę naszego pięknego Bałtyku, zachwycić się smażoną flądrą i wrócić do domu, a następnie spakować cały dorobek i ruszyć w stronę Hiszpanii by odnaleźć się w galicyjskiej codzienności przez pół roku.. rok.. a może dużo dłużej.. ;)